W całej współczesnej literaturze nie ma pisarza, który wywołał taką lawinę sprzecznych sądów jak James Joyce autor Ulissesa i Finnegans Wake. Jedni nazywali go literackim szarlatanem najgorszego rodzaju, inni największym pisarzem XX wieku, geniuszem najwyższego lotu. Podczas gdy część atakowała go za nihilizm, pornografie, szarganie i ośmieszanie najświętszych tematów i postaci, chaotyczność i zwariowany styl, inni chwalili za bezkompromisową odwagę i szczerość , z odkrywczość psychologiczną i formalno artystyczną, żelazna logika oraz nie prześcignione bogactwo języka. Byli tacy, którzy odmawiali mu jakiegokolwiek znaczenia dla dalszego rozwoju powieści. Niektórzy uważali go za jej grabarza. Inni krytycy natomiast przepowiadali że literackie dzieła jego we wro olbrzymi rewolucjonizujący wpływ na współczesną literaturę w ogóle, a współczesną prozę w szczególności.

Wpływ Joyce’a na pisarzy sobie współczesnych

„Nie wyobrażam sobie powieściopisarza” – pisał w recenzji z Ulissesa amerykański krytyk Gilbert sedes w 1922 roku – „który by mógł lub choćby tylko mógł chcieć całkowicie uchronić się przed jego wpływem”.

Wiadomo dzisiaj, że Seldes tak bardzo nie przesadził. Dyskusja wokół autora  Finnegans Wake toczy się wprawdzie nadal i chyba nierychło doprowadzi do ostatecznego ustalenia poglądów, bo Joyce jest pisarzem wyjątkowo trudnym, wieloznaczny, dającym się w najrozmaitszych sposób odczytywać. Odzywają się też jeszcze takie głosy, jak choćby J.B.Priestley a, utrzymującego że

“to, co się mówi o Jamesie jako wielkim współczesnym mistrz opowieści, który nadał jej inny kierunek i utorował drogę późniejszym powieściopisarzom, jest nonsensem”.

Niemniej tego rodzaju sądy kwestionujące generalnie rolę Joyce’a w przemianach prozy dwudziestowiecznej, należą obecnie raczej do rzadkości. Wszyscy zdają sobie sprawę ile autorowi Ulissesa zawdzięczają tak wybitni i tak różni pisarze (nie tylko powieściopisarza) jak Virginia woolf, Thomas Wolfe, William Faulkner, Dos Passos, Ernest Hemingway czy T. S. Eliot.

Joyce znany pisarz kto przeczytał Ulissesa

Wśród tych autorów literatury, którzy czerpali lub czerpią nieraz równie wiele z tradycji Flauberta, Dostojewskiego, Prousta, Tomasza Manna czy, wreszcie, Kafki i, gdy chodzi o starszych, sami wybierają znaczny wpływ na dzisiejszą młode pokolenie pisarzy, nie ma właściwie nikogo kogo można by nazwać po prostu uczniem joyce’a. Jako pisarz tak bardzo specyficzny, nie stworzył bowiem żadnej szkoły, chyba że zaliczymy do niej szereg pomniejszych naśladowców ze stosunkowo najciekawszym Konradem Ikenem na czele. Inaczej mają się sprawy z wyżej wymienionymi pisarzami. Zadokumentowali oni swoją twórczością, w kilku wypadkach kongenialność, że zdobyczy Joyce’a w dziedzinie eksperymentów z czasem, monologu wewnętrznego, symultanicznej konstrukcji, stosowania lejtmotyw stało się już wspólnym dobrem literatury 20 wieku.

Kto przeczytał rzeczywiście Joyce’a?

Gdy mówimy z perspektywy lat 60 XX wieku to da się zauważyć, że mimo swego znaczenia Joyce był bodaj najmniej znanym wielkim pisarzem naszych czasów. Często kupowano jego dzieła ze względów snobistycznych, tak naprawdę czytało go i rozumiało stosunkowo niewielu ludzi. Na łamach nowojorskiego „Times Book Review and Magazine” prorokowano onegdaj iż „na stu ludzi najwyżej dziesięcioro zdoła przeczytać Ulissesa do końca, zaś z tych 10 osób 5 będzie uważało to za nader męczący wyczyn”.

Podejrzewa się, że nawet cześć krytyków, sądząc po ich wypowiedziach, znała Ulissesa jedynie z fragmentów lub z drugiej ręki , z komentarzy oraz literackich  opracowań specjalistycznych.

A jaki dostęp do dzieł literackich Wielkiego Irlandczyka posiada Polski czytelnik? Otóż klasyczne wydanie w tej chwili stanowi świetne tłumaczenie powieści wykonane przez Macieja Słomczyńskiego. Onegdaj nakład 40000 egzemplarzy rozszedł się w ciągu kilku dni, to jest chyba rekordem.

 

Kto tak naprawdę przeczytał Ulissesa?