Od jakiegoś czasu zajmujemy się bardziej lub mniej popularnymi przysłowiami polskim i ich kontekstem historyczno-kulturowym. Wiele przysłów nie sprawia problemu dla Polaków i, ponieważ znamy kontekst kulturowy powiedzeń, to wiemy o co w nich chodzi – skąd się wzięły. „Przysłowia mądrością narodu”.

Są też takie, jak te którymi ostatnio się zajmowaliśmy – „żurawie Ibikusa” (Ibikosa). Jest to generalnie zupełnie nieznana w Polsce historia, może poza ścisłym gronem filologów czy historyków kultury.

Przysłowia znane i nieznane

Gdy mówimy: „wyszedł jak Zabłocki na mydle” – to ogół Polaków wie, o co chodzi. Jednak nie każdy posługujący się znanym przysłowiem „Wyszedł jak Zabłocki na mydle” wie, o kim mówi. Domyślać się można jedynie, że ów Zabłocki był człowiekiem interesu, któremu jednak jakiś pech pomieszał szyki, narażając go na straty. Kim był jednak przysłowiowy Zabłocki?

Zabłocki z przysłowia

Cyprian Franciszek Zabłocki żył w latach 1792 1868. Był on polskim ziemianinem herbu Łada zaś jego posiadłości obejmowały dwór w miejscowości Rybna koło Sochaczewa. Inne źródła podają, że Zabłocki był szlachcicem z Wołynia i bliskim krewniakiem słynnego komediopisarza Franciszka Zabłockiego.

Czy współczesny pan Zabłocki też wozi towar z gatunku środków czystości? 🙂

Ciekawostka, zdjęcie baner firmy spedycyjnej:

Na czym polegał pech biznesowy naszego bohatera? Legenda głosi iż imć Zabłocki postanowił w łatwy sposób się wzbogacić – najpierw produkując mydło w rodzinnym majątku w Rybnej,  a następnie sprzedając je korzystnie za granicą. Wiadomo, iż wyprodukowane mydło, a raczej dużą partię tego towaru, postanowił spławić Wisłą do Gdańska (jest to do dziś najtańszy środek transportu, a w XIX w nie był wcale dużo wolniejszy od transportu drogowego) –  a stamtąd dalej statkiem.

Jak było naprawdę z tym mydłem?

Tutaj źródła podają dwie wersje przebiegu wydarzeń.

Według jednego źródła, pragnący jak najmniej zainwestować, a najwięcej zyskać, Zabłocki popłynął statkiem po Wiśle i to byle jakim (bo wynajętym za grosze) i nieco przeciekającym. Efekty oszczędności nie dało na siebie długo czekać a były dla pana Cypriana niezwykle niemiłe. Mydło bowiem, bądź zamokło, bądź wymydliło się, i pianą w wodę poszło.

Druga wersja wydarzeń jest nieco odmienna, a przy tym ciekawsza.

Jak podaje Wikipedia – Zabłocki, aby zarobić jeszcze więcej, postanowił oszukać celników pruskich i tuż przed granicą z Prusami wyrzucił załadunek do wody. Według jego planu skrzynie, w których było zapakowane mydło, miało być na tyle szczelne, aby ciągnąca je barka mogła bezpiecznie przeciągnąć towar poza wzrokiem celników pruskich. Cóż za chytry plan!

Chytry dwa razy traci, mówi powiedzenie

Ten cel Zabłockiemu udało się osiągnąć. Jednak gdy w Gdańsku wydobyto skrzynie, to okazało się że były niedostatecznie szczelne. Wskutek tego mydło – jak to mydło – rozpuściło się w wodzie. To jednak nie koniec historii z naszym inwestorem.

Co czyni w tym położeniu nasz bohater? Otóż pozbawiony całego towaru nie załamuje rąk, nie psioczy, jednak potraktowawszy pierwsze niepowodzenie jako „frycowe” czyli nauczkę nowicjusza, postanawia handlować dalej.

Zakupiwszy w Gdańsku nową partię towaru wybiera się w drugą stronę, tym razem do niemieckiego Wrocławia. Tym razem transport mydła odbywał się już nie wodą, lecz suchym lądem.

Wiadomo jak odbywała się podróż lądem w XIX wieku. Przypomnijmy, że droga między Poznaniem a Berlinem, którą obecnie samochód ciężarowy z ładunkiem przejeżdża w w parę godzin, zajmowała w owych czasach około 25 godzin i wiązała się z kilkukrotną zmianą koni. Co około 7 km (milę pruską) stały budki w których pobierano opłatę za przejazd (taki dziewiętnastowieczny e-toll).  Oto zdjęcie kamienia milowego – pruskiej mili- wykonane przeze mnie w Kamionnej:

kamień milowy, pruski znak opłaty za drogę do Berlina w XIX wieku

Wracając do naszego przedsiębiorcy. Gdy po wielu trudach i przeciwnościach takowej podróży Zabłocki dotarł wreszcie do Wrocławia, okazało się, że życie spadało mu kolejnego figla.

Na myśl ciśnie się tutaj kolejne powiedzenie: „nie nazywaj głupoty pechem”.

Cóż wynikło we Wrocławiu? Otóż, wrocławianie mieli wówczas tyle własnego mydła, że mogli nim umyć cały świat i okolice. Tak więc imć pan Zabłocki – który mocno zaryzykował tworząc swój biznes na mydle – wyszedł na nim bardzo ślisko. Natomiast wszedł na dobre do historii języka polskiego i zbiór przysłów.

Jak Zabłocki na mydle?
Tagged on: