Rewolucja na rynku podręczników szkolnych? Czy dotyczy to też książek językowych? Jakie wydawnictwa zbankrutują?

Takie pytania mogą cisnąć się na usta na wieść o wrześniowym przełomie w sposobach finansowania i zakupu podręczników szkolnych w Polsce. Nie na darmo, kto wiedział (miał cynk), dwa lata temu sprzedawał udziały w wydawnictwach podręcznikowych. A teraz ?

Decyzja o wprowadzeniu finansowania podręczników przez rząd na pewno ucieszyła wielkie rzesze rodziców. To co się działo na rynku wydawnictw edukacyjnych przez ostatnie dziesięć (zbieżność z rządami platformy zupełnie przypadkowa) czy piętnaście lat, można określić jako „podręcznikową wolną amerykankę”, alias wołającą o pomstę metodę łupienia rodziców na każdym kroku i bez skrupułów. To, co zaczęło się od wydawnictw językowych – patrz artykuł o zarabianiu na wydaniach książek językowych – zostało skopiowane wnet przez polskich tuzów wydawniczych, czyli:

  • Brak możliwości korzystania z książek używanych , wręcz uniemożliwienie tego, poprzez wydawanie ćwiczeń i książek do wypełniania (jednorazówki) oraz ciągłe żonglowanie rozdziałami, stronami i ilustracjami – aby tylko nie dało się korzystać z XII wydania gdy mamy już nowe XIII wydanie.
  • niemiłosierne zdzieranie z rodziców, jakby byli dojną krową wydawnictw edukacyjnych, za te pieniądze powstały pałace i kupowano jachty.

To musiało się kiedyś skończyć, jak mówi filozof, a teraz hurtownie, wydawnictwa i – mam nadzieję ze w najmniejszym stopniu księgarnie- liżą łapę, bo szkoły publiczne nie kwapią się do szastania publicznymi pieniędzmi i gospodarnie wprowadziły zasadę korzystania z książek używanych!  Nihil novi sub sole. Piszący te słowa nie miał w podstawówce dwóch nowych książek, co nie przeszkadzało w edukowaniu.

Podręczniki szkolne- mała rewolucja?